Kolejka Peerelowska
.
Jestem w Warszawie. Przyjechalam tu wylacznie z okazij promocji wznowionego wydania "Kalendarza i klepszdrz" Mistrza. Byl w swietnej formie, nabral energii chyba od wszystkich przybylych w ulewna godzine popoludniowa do Czytelnika. Po lekkiej rozmowie ustawiala sie kolejka prawdziwa z ksiazkami do Mistrza. Niektorzy przyniesli cala biblioteke, a on podpisywal sie cierpliwie i zyczliwie. A panie w pewnym wieku, ktore wielkodusznie przebaczaly "mlodym", ze nie wiedza jak stac powinnien czlowiek w kolejce, upominaly raz po raz wszystkim rowniesnikom, ze "chyba pan pamieta swoje miejsce w kolejce ... ", "ale pan stal daleko za mna ...". W pewnej chwili wybuchlam ja, ktora przeciez nic nie pamieta. "Pewne jest tyle" odwracalam sie do pani w czerwonym kostiumie, "ze pani stoi za mna, bo tak bardzo pani chce sie pchac przeze mnie, przez moje cialo do przodu, ze zaraz tu pani popelnia morderstwo." Odparla, ze ja jej wcisnelam torbe do brzucha. Moja torba jest czescia mojego ciala. A przede mna nie ma miejsca. Na nic.